poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział 1.

Hej! Przedstawiamy wam nasze ulubione opowiadanie. To powinno Wam coś mówić, prawda? XD
Jeśli nikt nie skomentuje tego rozdziału, to nie będziemy wstawiać więcej, bo to będzie bez sensu, także... wiecie, co robić ;>



Dzień jak co dzień. Brudny i szary. Dlaczego? Cóż, a spróbuj nie mieć brudnych ciuchów i rąk, jak pracujesz w warsztacie samochodowym i masz masę klientów. No dobra, nie taką masę. Ale paru stałych klientów to mieli. 
-Tasuj szybciej. –Mruknął zniecierpliwiony Dragneel, siedząc ze swym zjebanym współpracownikiem, Gajeelem. No co? Okay… wcale tak dużo roboty nie mieli. Ale pomarudzić można. 
Wypił do końca piwo, które leżało na brudnym stoliku pełnym śrubek. Redfox kolekcjonował. Gdy nagle, zanim zdążyli dokończyć partię…
-Chuj, patrz. Ktoś jedzie. Szlag by trafił wolny czas. –Przewrócił oczami poirytowany różowowłosy. 

~

Gajeel, mocno skonfundowany przez to, że nie umiał tasować… ucieszył się, widząc nadjeżdżający samochód. Pieprznął karty na stół i wstał, przeciągając się.
- No i dobrze. Nie będziesz się chociaż opierdalał. A zawsze się opierdalasz. A ja haruję za nas obu! – fuknął. Cóż, to nie była prawda, ale Redfox lubił koloryzować. – Tee… a to nie ten twój blondas? Znowu? Kolejny raz w tym tygodniu… jak on psuje ten jebany samochód?! Matko – mamrotał pod nosem, dopóki wspomniany klient nie wysiadł z auta. Wyglądał na uradowanego. A nie powinien, bo w końcu jego sprzęt to gruchot.
- Natsu – san! Gajeel. Miło was widzieć. Ten pieruński złom znowu się zepsuł! Ja już nie mam do niego siły. Zrobicie na jutro? – zapytał z uśmiechem.

~
Urwadze Natsu nie uszło, że ten kretyn wyraźniej bardziej lubi jego, niż Gajeela. Ale co tam, akurat to było zrozumiałe. Był przystojniejszy. I skromny. 
-Hm… -Mruknął w ramach powitania i ruszył dupę z krzesła, otrzepując ręce na tyłku. I w sumie zastanawiał się też, czemu ten blondas ciągle do nich wraca. Bo… normalny człowiek, jakby samochód mu się tak często psuł, to albo by kupił inny, albo zmieniłby mechaników, którzy może partaczą robotę. Nieważne. Co innego fakt, że oni NIE partaczyli roboty, a samochód ciągle wracał tu w opłakanym stanie. 
-Co tym razem? –Burknął, podchodząc do auta. Cóż… trzeba widzieć pozytywy. Zarobią trochę. 

~

- A żebym ja to wiedział… to wasza praca, ja się nie znam na takich rzeczach! Ale kumpel mi powiedział, żebym sprzedał go na szrot… zamiast naprawiać… tylko że ja mam sentyment do Sreberka! – Sreberko to imię samochodu Stinga (bo tak się zwał ów blondyn), które nadał przed chwilą, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. – No i ten… mam nadzieję, że naprawicie. I że już nic się nie spierdoli. Bo trochę na was wydaję.  – Zaśmiał się cicho i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
- Przyjdź jutro, a teraz daj nam pracować – zgasił go Gajeel.

~

-Twój kumpel dobrze prawi. Mój zresztą też. –Podsumował Natsu, drapiąc się po karku, bo… nie miał dziś humoru do rozmowy z dziwnymi ludźmi. Albo w ogóle z ludźmi. Tak… Gajeel to co innego. To zwierzę. Nieokrzesane do tego. Nie wiedział, jak on mógł mieć dziewczynę od paru lat. Matko… I do tego ładną. Świat był dziwny. Redfox miiał kogoś, a on od jakiegoś czasu był singlem. ON! Nie wiedział, jak to może tak w ogóle być… Ech. –Dobra… czego tu jeszcze chcesz? –Skomentował, bo blondyn dalej tu stał jak jakiś niedorozwinięty. 

~

Stinga tak zamurowało na ten jawny brak uprzejmości względem klientów, że aż wybałuszył oczy. Dopiero ostatnie słowa Natsu ruszyły go z miejsca. Czuł się, jakby dostał w ryj. A przecież nawet nic nie zrobił!
- No… idę… hm. Cześć  - rzucił bez przekonania i rzeczywiście wyszedł, emanując aurą depresji, smutku i rozpaczy. 
Gajeel zaś zerknął na swego współpracownika z wrednym uśmieszkiem.
- O ile zakład, że w bagażniku znowu są dla ciebie kwiatki?- zapytał i od razu podszedł do auta, by to sprawdzić.

~

Natsu chwilę patrzył za blondynem, zastanawiając się, o chuj mu chodzi… ale potem szybko przeniósł spojrzenie na Redfoxa i aż przewrócił oczami, wyraźnie poirytowany. 
-A pierdol się! Tym razem ich nie będzie. Przecież wyraźnie daję mu znać, że nie jestem zainteresowany. Chyba dotarło, nie? –Mruknął i podszedł do bagażnika, który otwierał właśnie czarnowłosy i… -Jezu… -Westchnął i aż się załamał, widząc pokaźny bukiet róż z liścikiem „Dla ciebie Natsu-saaan~!” –Już wolałbym kebaba. 

~

Gajeel parsknął śmiechem na widok kwiatów i miny Natsu. Wyciągnął bukiet z bagażnika i oderwał liścik.
- Jak ich nie chcesz, to dam je Levy.  Ostatnio się jarała tymi tulipanami, które dał ci Sting, a ja dałem jej. Także no… ja korzystam, bo mam chociaż potem seks. Chociaż nie zawsze… bo czasami jak przynoszę jakieś śmierdzące kwiatki… to mnie wywala na kanapę. – Podrapał się po karku. – Chyba ją przyzwyczaiłem. Jeszcze te romantyczne teksty rodem wzięte z Internetu ją przekonują… ale też nie zawsze z nimi trafiam! Ech, weź tu kobiecie dogódź… - rozgadał się, wymachując różami na wszystkie strony.

~

Natsu zaśmiał się pod nosem, mając bekę z kumpla. 
-Dlatego ja jestem gejem i jest łatwiej. –Skomentował i wtedy… przypomniał sobie o istnieniu swego ex, z którym musiał się podzielić dzisiejszymi wydarzeniami. Od razu wyjął komórkę z kieszeni i napisał mu krótkiego esa: „Ziom, znowu mi ten psychol kwiaty dał. Czuję się taki rozchwytywany, że aż mi niedobrze. Piwo dzisiaj?”.

~

- Z tym że ciebie nikt nie chce, oprócz tego świra. A mnie wszystkie laski. – Gajeel uniósł się „skromnością”. Odłożył bezpiecznie kwiatki na bok i zaczął coś grzebać przy samochodzie. Trzeba było zobaczyć, co ten dureń znowu zepsuł.
Za to Gray, do którego Natsu napisał wiadomość, akurat zasnął z telefonem na twarzy, więc dźwięk smsa poderwał go z łóżka i kazał się zastanowić, czy jeszcze żyje, czy właśnie dostał może zawału. Gdy już jednak się ogarnął, odczytał esa i postanowił odpisać. „Haha, nie wierzę, znowu? Stary, Bierz się za niego. No i tak, może być browarek. P.S. Przez ciebie dostałem zawału”.

~

Natsu już miał pomóc Gajeelowi… ale Gray odpisał, więc postanowił dać na razie wolną rękę czarnowłosemu i oparł się o samochód, odczytując esa. Prychnął pod nosem, widząc jego treść. I od razu odpisał. „O, dzięki normalnie, że chcesz mnie swatać z dziwakami. Wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć. I… co, kurwa? Sms cię przestraszył, bidulko? Zawsze byłeś strachliwy, ale żeby aż tak?”

~

Grayowi drgnęła brew, gdy odczytał kolejną wiadomość. Co za chuj. Jeszcze mu się oberwie, pff. „Jak się śpi z telefonem na ryjcu i włączonymi dźwiękami, to nieciężko o zawał, deklu. Bądź w barze o siedemnastej. Wezmę Jellala i Lokiego, bierz Gajeela… no i przyprowadzę jeszcze kumpla może, też gej, wyswatam was, skoro nie chcesz tamtego świra, hehe”. 

~

Natsu uniósł brew ku górze i z zainteresowaniem…. I z rozbawieniem na wcześniejszy tekst o spaniu z telefonem na ryju. „Lol, bardzo dobrze, że już nie jesteśmy razem. Jesteś pojebany. I spx, spytam śrubkojada. Btw… jak znasz geja, to czemu sam z nim nie jesteś? Musi być z nim coś nie tak. Nie ufam ci”.

~

Gray prychnął cicho i nadął policzki. Na szczęście Dragneel nie mógł widzieć tej dziecinnej reakcji, no i dobrze… bo by go wyśmiał. „Pierdol się, jestem może i pojebany, ale za to zajebiście pojebany. W sensie… zajebisty. No nie? No. A co do tego mojego ziomka, to nie mój typ. Wolę ukesiów, a to takie… chuj wie co. Chyba seme, bo uznał, że sam by mi dupy nie dał. Także wiesz. Wolę go spiknąć z tobą. Tak to całkiem normalny jest. Całkiem”.

~

Natsu się trochę wkurwił, nie powie, że nie. Jaki ukeś, do cholery? Nie był ukesiem! „…Jak się spotkamy, to ci przypierdolę. To o ukesiach to było też do mnie, ja mam rozumieć? Jeszcze jeden taki tekst, a to ja ci przefaszeruję ten twój przystojny ryj, a nie ludzie, z którymi się tam bijesz.” I w sumie miał już napisać coś jeszcze, ale Gajeel mu się tu wkurwiał, więc wysłał sms w takiej formie i schował NA RAZIE telefon do kieszeni. Nie skończyli tej rozmowy. O nie. 

~

Parsknął śmiechem, ewidentnie rozbawiony tą wiadomością. „Nie dasz rady mi przestawić twarzy, bo wiesz… przed takimi ukesiami z łatwością umiem się bronić, hehe. Dobra, zbieram dupsko, trzeba się szykować, a potem jeszcze muszę skoczyć do zakładu pogrzebowego. Yoł”. 
Po tym twórczym smsie, po którym umrze… poszedł szybko się wykąpać, założyć coś seksi i ruszać w drogę.
Niedługo później faktycznie zaparkował przed zakładem pogrzebowym swój rower (no bo samochodu nie mógł wziąć, skoro miał zamiar zachlać ryja!) i wszedł do środka. A tam, przy stoliku w pobliżu… siedzieli Jellal, Sting i – o dziwo – Loki!
- Łooo! Czuję się dziwnie pominięty, Nawet Loki z wami siedzi… a mnie tu nie było… hm – rzucił miło na przywitanie. Chuje. Zapomnieli o nim?!

~

Loki odchrząknął i napił się jeszcze… coli. Tak, bo nie mieli dziś piwa w zanadrzu. To Loki sponsorował. A Lucy mu nie pozwalała chlać, także tego… 
-Stary… to nie tak! My ci imprezę niespodziankę szykujemy! –Wypalił i… strzelił poker face’a.

~

Sting i Jellal na widok Graya usiłowali zachować kamienne twarze, ale gdy Loki „wystrzelił ich z dupy”… musieli aż strzelić po facepalmie.
- Z tobą to coś organizować! – oburzyli się równocześnie.
A Gray… zrobił nieco dziwną minę. Że co kurwa?
- Ale… po chuj mi jakaś impreza niespodzianka? – zapytał, autentycznie zainteresowany tematem.

~

Loki najpierw chciał już zmieniać temat, bo się wygadał, ale potem… dziękował Bogu, że Gray to idiota i chyba zapomniał o swoich urodzinach. Mają jeszcze szansę!
-Urodzinową, debilu. Ale to dobrze, że nie pamiętasz. –Skomentował i… znowu strzelił poker face’a. No i chuj. Spieprzył.

~

Jellal i Sting zgodnie jęknęli i wstali od stołu, by sprzedać Lokiemu po plaskaczu, ale uratował go Fullbuster… swoim brechtem pojeba. Zanim się ogarnął, minęło kilka minut, ale wreszcie spoważniał i zmierzył ich wzrokiem.
- Zjeby, ja mam urodziny za pięć miesięcy. W lutym – uświadomił ich, patrząc na nich z politowaniem.

~

Teraz to Loki nie wiedział, czy powinien czuć się głupio, że pomylili daty (a raczej on, bo to on dziś Stingowi i Jellalowi powiedział, ze imprezę trzeba szykować)… czy może się cieszyć, że to, że zjebał akcję jednak… nie było zjebaniem akcji? 
-No… wiemy. –Mruknął i napił się coli, próbując coś szybko wymyślić. –Bo… tego… żartujemy, ale… no… naprawdę robimy ci imprę, bo jesteś taki zajebisty, no wiesz. 

~

- Em… no właśnie! – Sting poparł Lokiego, bo nic mądrego nie przyszło mu do głowy i w dodatku Gray mógł się obrazić, że pomylili te głupie daty… co za debil z tego rudzielca, później się z nim rozmówią!
- Wcale nie jesteś zajebisty, ale uznaliśmy, że zrobimy imprezę, żebyś się taki poczuł – dorzucił od siebie Jellal, drapiąc się po głowie.
Gray spojrzał na każdego po kolei i pokręcił tylko głową. Całe życie z idiotami.
- Dobra, nieważne. Idziemy do baru za jakąś godzinę. Będą Natsu i Gajeel. Znacie kogoś, kto jeszcze lubi wódę, dziwki i koks? To by się przyłączył. – Wyszczerzył się głupio. Wiedział, że z tego zgromadzenia tylko on, Natsu i Sting są wolni, a reszta się męczyła z babami. Marne mają życie. Być singlem jest zajebiście. Nikt się na niego nie darł, gdy wracał z walki z obitym ryjem. Albo jakiejś przypadkowej bójki.

~

-Ale Gray… ty z tych rzeczy tylko wódę lubisz. –Zgasił go Loki. –Ale spoko, bo ja też. Lucy by mi na dziwki iść nie pozwoliła. –Pocieszył go szybko. –I tego… eee… nie. Nikogo więcej nie znam. Wy? –Spojrzał na Stinga i Jellala… ale potem patrzył tylko na Jellala, bo Sting jakoś dziwnie się podniecił. 

~

Gray wolał już tego nie komentować… zwyczajnie się zgasił, co tu dużo mówić.
- Hmm… w zasadzie to nie. Chyba że chcecie jakiegoś trupa na imprezie… - mruknął Jell bez przekonania. Nie miał życia towarzyskiego.
- Napiszę do mojego brata! On lubi wódę, dziwki i koks – odparł za to Sting. – Ale się cieszę, że będzie Natsu – san! – Zachwycił się niemal jak podczas orgazmu. Wyciągnął telefon i napisał po braciszka, żeby wbił na imprezkę jak znajdzie czas. Podał mu oczywiście też nazwę baru. Chociaż… on i bez tego by trafił. Ma swoje dojścia.

~

Gdy Sting pisał, Jellal, Loki i Gray patrzyli na niego ze zdziwieniem, a w pomieszczeniu zapanowała głęboka cisza, póki…
-….san? –Skomentowali jednocześnie, naprawdę nie kumając, czemu Sting tak cieszy się z przybycia Dragneela. Przecież on był straszny! 
-Ale… moja dziewczyna mi mówi, że Natsu jest…. Nieokrzesany. Gray zresztą potwierdzi. –Skomentował zdezorientowany Loki. 

~

Cóż, chyba nie trzeba mówić, że chłopcy byli skłonni potwierdzić słowa Lokiego…
- Noo jest i to bardzo. Przyjebie mi jak mnie zobaczy za nazwanie go ukesiem – odparł Fullbuster. – Brońcie mnie. Mój ryj nie może znowu cierpieć! Wystarczy, że jutro będę miał walkę! – Zamachał łapami.
- O chuj, spierdalaj… nie będę podchodził pod jego pięść – prychnął Jellal.
- Hm? Ale on jest słodki… - zdziwił się Sting, który nie dostrzegał wad Natsu, zaślepiony zauroczeniem.

~

-Słodki to on może jest, jak siedzi i nic nie mówi. –Skomentował Loki, od razu przypominając sobie o soczystym bagażu słów różowowłosego i jego skłonnościach do bójek i picia. Ta… słodziak. Cóż, nie komentował już faktu, że Gray upierał się, że chodzi tylko z uroczymi ukesiami, a był z Dragneelem… Życie. 

~

- Nie no, ma swoje momenty. Ale czasami nie da się z nim współistnieć. – Gray pokręcił głową, przybity. Nikt go nie chciał bronić… a on nawet jeśli był bokserem, to czasami nie potrafił się zorientować, kiedy padnie cios ze strony Natsu. No ale cóż… tak też bywało. Sam mu jednak nie oddawał, bo uznawał, że ukesiów nie bije.  – Chodźmy już się schlać. Najwyżej inni dojdą później. Będzie ten twój brat? Bo w sumie… to ja go chyba nawet nie widziałem. Chyba – zastanowił się.
- A chuj go wie. Może i przylezie. Chodzi własnymi kanałami, jak szczur. No i ten… ja tam i tak uważam, że Natsu – san jest uroczy! Idziemy, bo muszę go zobaczyć! – Sting zerwał się z miejsca i już po chwili zniknął za drzwiami.

~

Minęła dłuższa chwila, zanim chłopcy też wstali z miejsca po zniknięciu Stinga. 
-Tee… Gray. A co on taki najarany na twojego ex? Nie uprzedziłeś go? Zginie. –Skomentował Loki, trochę zaniepokojony. 

~

- Hm… uprzedzałem milion razy. Ale słyszę tylko, że jest słodki i kochany. Z której strony? – Gray uniósł brew w górę, po czym sam ruszył do drzwi. – Chodźmy. Chcę już mieć z głowy dostanie w ryj… i chcę popatrzeć, jak Sting ginie, próbując poderwać Natsu. – Uśmiechnął się jak szatan. 
Jell ruszył za nim, głupawo chichocząc.